Zwycięstwo, którego miało nie być, czyli… taki urok Karowej

Zwycięstwo, którego miało nie być, czyli… taki urok Karowej

1 grudnia 2024 Opublikowane By Rajd Barbórka

Miko Marczyk w tym roku będzie bronił tytułu Króla Karowej. Od 2017 roku stawał na podium Kryterium Asów, ale na koronację czekał aż siedem lat. Z Miko Marczykiem rozmawiamy o magii Barbórki, mijającym sezonie i… drzewie genealogicznym.

wszystkie zdjęcia: mikomarczyk.pl

Pamiętasz  o czym myślałeś, kiedy w ubiegłym roku na podium wziąłeś do ręki statuetkę Pani Karowej?

To był bardzo wyczekiwany moment bo na podium staliśmy tu od 2017 roku. Szczególnie w sezonie 2022 mieliśmy realną szansę na zwycięstwo, wtedy przegraliśmy z Łukaszem Byśkiniewiczem i Adamem Jędraszkiem o zaledwie 18 setnych sekundy. W ubiegłym roku zupełnie nie spodziewałem się tej wygranej bo na 30 czy 40 minut przed naszym startem zaczął padać delikatny śnieg. W zasadzie to byłem pewny, że pojedziemy na oponie Monte Carlo, w samochodzie – nazwijmy to – w pełni „zmiękczonym” absolutnie nie walcząc o wygraną z tymi, którzy jechali wcześniej.

Ale jednak stało się inaczej…

Taki urok Karowej… Kilkanaście minut przed naszym przejazdem zdecydowaliśmy, że jedziemy normalnie, bo wszystko zaczęło się roztapiać i zrobiło się po prostu mokro. To był dosyć ofensywny przejazd, nie odpuszczaliśmy, więc pod pierwszy wiadukt wpadliśmy na absolutnym limicie przyczepności. Na mecie nie spodziewałem się, że to będzie taki wynik, bo jeszcze dodatkowo przestrzeliłem ostatnią beczkę o jakieś 3, może 4 metry. Warto było utrzymać nerwy na wodzy do samego końca, dzięki temu utrzymaliśmy przewagę. Okazało się, że Karowa jest przewrotna i ma swoje własne zasady. W 2022 roku mieliśmy duże nadzieje na wygraną i przegraliśmy, a rok później nie spodziewałem się, że to się może udać, a jednak to my uzyskaliśmy najlepszy czas.

To standardowe „do trzech razy sztuka” zamieniłeś po serii drugich pozycji na „do pięciu rady sztuka”. Czy te drugie miejsca powodowały narastanie takiej pozytywnej, sportowej złości, czy gdzieś pojawiła się też taka zwykła, ludzka złość, że jest blisko, ale jednak wciąż się nie udało?

Chyba nawet bym powiedział, że w moim przypadku to jest do sześciu rady sztuka, bo w debiucie w 2017 roku już było podium i trzecie miejsce. No ale rzeczywiście później przyszła seria drugich pozycji. Więc czekałem na to sześć lat, a właściwie to siedem, ponieważ mieliśmy jeszcze przerwę spowodowaną pandemią. A czy pojawiała się złość? Zawsze mieliśmy dwie perspektywy. Z jednej strony, kiedy na Karowej nie było Kajetana z Maćkiem to wiedziałem, że rosną szanse na zwycięstwo, ale wciąż nie mogliśmy tego osiągnąć. Z drugiej strony doceniałem, że jesteśmy powtarzalni i że prezentujemy wyrównany poziom, bo jednak od samego debiutu, przez lata, wciąż stawaliśmy na podium Kryterium Karowa. Wiedziałem, że jeśli będę konsekwentny, to przyjdzie ten moment i upragnione zwycięstwo.

Słyszałem niedawno takie określenie, że Karowa to „dwie minuty szczęścia”. Ten odcinek nie jest zaliczany do żadnej klasyfikacji mistrzowskiej. Tak właściwie to Kryterium Asów regulaminowo nie jest nawet częścią Rajdu Barbórka. Skąd więc taki prestiż, skąd takie pragnienie kierowców, żeby tu wygrać?

Ja myślę, że przede wszystkim trzeba tutaj wziąć pod uwagę, gdzie i z kim się ścigamy. Karowa to centrum Warszawy, a Barbórka to nie tylko sam rajd, ale też święto sportów motorowych. Mamy tu przecież także kierowców z rallycrossu czy kierowców wyścigowych. Prestiż Karowej budowali przez lata organizatorzy i sami zawodnicy. Jeśli cofniemy się do czasów, kiedy tu rywalizowali ze sobą Janusz Kulig, Leszek Kuzaj czy Krzysztof Hołowczyc, to mamy odpowiedź. Takie pojedynki elektryzowały publiczność, nie tylko tych najbardziej zagorzałych fanów sportów motorowych. Myślę, że prestiż Kryterium Asów bardzo podbił też Tomasz Kuchar, przez lata nazywany Królem Karowej. Kuchar w pewnym sensie wychował absolutnego mistrza tej imprezy, Kajetana Kajetanowicza. Z kolei ja wychowałem się, podziwiając jazdę Kajetana. To sami kierowcy przez lata utrzymują prestiż Karowej, przygotowując się do startu z pełnym zaangażowaniem.

To trochę tak, jakbyś nakreślał swego rodzaju drzewo genealogiczne Karowej…

Tak to można określić, chociaż mówię tu tylko o tych największych nazwiskach. Pamiętajmy też o kierowcach, którzy wygrywali raz czy dwa, albo nawet nie wygrali Karowej. Oni też mają swój ogromny wkład w jej historię.

Oczywiście, ale każde drzewo genealogiczne ma tę najgrubszą gałąź, czyli linię „po mieczu”. 

Na pewno. Jeśli chodzi o tę gałąź na Karowej, to ja tu widzę Kajetana Kajetanowicza i Tomka Kuchara jako dwie największe legendy.

Zostawmy na chwilę Karową. Jaką ocenę wystawiłby sobie Miko Marczyk za cały sezon 2024?

Czwórkę z minusem. To był sezon dobry, ale moje ambicje sięgają trochę wyżej. Z perspektywy całego sezonu można powiedzieć, że wykazaliśmy się dobrą strategią, taktyką, dojeżdżalnością i zdobywaliśmy punkty bardzo równo na przestrzeni ośmiu rajdów, co dało podium w mistrzostwach Europy. I nie można tego nie docenić. Natomiast z drugiej strony mam taką ambicję sportową, że chciałbym walczyć jeszcze o wyższe pozycje w poszczególnych rajdach. Między innymi dzięki Barbórce udowodniłem sobie, że na takich technicznych, miejskich próbach jestem sprawnym kierowcą, natomiast muszę jeszcze odblokować różnego rodzaju inne potencjały, które mnie blokują. 

Jakim samochodem pojedziesz w tegorocznej Barbórce?  

To będzie Skoda Fabia RS Rally2. Dokładnie w takiej specyfikacji, w jakiej startujemy przez cały sezon.

REKLAMA

➡ Powiązane posty